meble
Jeżeli wchodzimy na rynek, to chcemy zwyciężać
Z Dieterem i Thorstenem Hilpert, właścicielami Bega Gruppe, rozmawia Marek Hryniewicki.

        Z tego, co się orientuję, Pańska rodzina pochodzi z terenów Prus Wschodnich?

Dieter Hilpert:
Tak, mój ojciec urodził się w miejscowości Gumbinnen, po polsku Gąbin, która dzisiaj nazywa się Gusiew i jest częścią obwodu kaliningradzkiego. W marcu tego roku byłem w obwodzie kaliningradzkim i miałem okazję obejrzenia domu, a właściwie ruin domu moich dziadków. To było dla mnie bardzo emocjonalne przeżycie. Ale po raz pierwszy odwiedziłem Gusiew z moim ojcem, ponad 20 lat temu i gdy porównuję obie te wizyty, to najbardziej wstrząsający był fakt, że w ciągu tych 20 lat absolutnie nic tam się nie zmieniło. Obok ruiny domu dziadków – ruiny kościoła, po drugiej stronie – ruina starej mleczarni, niezmieniona – jak przed 20 laty. Moi dziadkowie zaginęli w 1945 r. podczas ucieczki na Zachód. Nigdy ich nie poznałem.

         To rzeczywiście musi być smutne i przykre, gdy człowiek po latach przyjeżdża i widzi, jak to rodzinne gniazdo niszczeje...

Dieter Hilpert:
Oczywiście tak, ale to przeżycie po raz pierwszy, w obecności mojego ojca było jeszcze bardziej intensywne. Mój ojciec ostatni raz był w domu w 1944 r., później z powodu wojny i służby wojskowej do domu nie przyjeżdżał. Swoją przyszłą żonę poznał już w Niemczech Zachodnich i pod koniec 1945 r. ja się urodziłem.

         A czy w Pańskiej rodzinie były jakieś tradycje biznesowe, handlowe lub rzemieślnicze?

Dieter Hilpert:
Mój dziadek, którego jak wspomniałem, nigdy nie poznałem, był piekarzem. Także mój ojciec, zanim został powołany do wojska, otrzymał wykształcenie piekarskie. Po wojnie uzyskał dyplom mistrzowski, zbudował też własny interes, który składał się z trzech komponentów: piekarni, gospody i sklepu spożywczego. Właściwie to w tym biznesie wyrosłem, bo od pierwszych dni, gdy mogłem pracować – jeszcze jako dziecko – musiałem pracować. Ale w owym czasie nie miało to nic wspólnego z meblami.

         Skąd w takim razie meble i meblarstwo? Dziadek – piekarz, w jego ślady idzie syn, a wnuk nie kontynuuje rodzinnej tradycji, tylko zajmuje się handlem meblami. Jak to się stało, że zajął się Pan biznesem meblowym?

Dieter Hilpert:
Studiowałem ekonomię i gdy skończyłem studia rozglądałem się za pracą. Dzięki bardzo dobrym wynikom mogłem przebierać w ofertach. Z około 50 propozycji, które otrzymałem wybrałem propozycję największego w owym czasie niemieckiego producenta mebli – Grupy Kreft. To było w 1971 r. i pierwszym moim zadaniem w tym przedsiębiorstwie było wprowadzenie systemu informatycznego, jako że moją specjalizacją ze studiów była informatyka i organizacja. Po ukończeniu tego projektu właściciel, pan Kreft, spytał mnie o wnioski. W Grupie Kreft było chore przedsiębiorstwo i pan Kreft był zdania, że dzięki wsparciu przez informatykę można będzie uzdrowić to przedsiębiorstwo. Oczywiście, to nie było żadne rozwiązanie, w tej fabryce były produkowane meble, których żaden człowiek nie potrzebował.

         Dlaczego? Były za drogie? Brzydkie?

Dieter Hilpert:
To były meble totalnie obok rynku – w Niemczech popularne wtedy były meble w stylu rustykalnym, dębowe, z orzecha. Tymczasem w tej chorej firmie Kreft podstawowym produktem były kompaktowe szafy wykończone folią, ponieważ w tamtym czasie Kreft miał własny zakład płyty wiórowej. Dlatego powstał wtedy pomysł, by to, co do tej pory doskonale sprzedawało się w dębie i orzechu, odtworzyć w płycie wiórowej. Ale to było pudło, nikt tego nie chciał.

         Co w takim razie Pan zaproponował?

Dieter Hilpert:
Mój pomysł polegał na tym, aby przeprowadzić proces naprawczy i rozpocząć import mebli. I tak oto w 1973 r. po raz pierwszy wszedłem w import mebli. Pan Kreft był przekonany co do mojej koncepcji, ale powiedział, że ówczesny prezes firmy jest zbyt zachowawczy. Stwierdził, że w dziale informatycznym mam bardzo dobrego zastępcę i zaproponował mi funkcję prezesa tej upadającej firmy. To już było duże wyzwanie – w wieku 26 lat zostałem prezesem dużej firmy. Do oferty wprowadziliśmy meble importowane – przede wszystkim poszukiwane na rynku meble rustykalne. Były one w takich cenach, w jakich w Niemczech nikt nie był w stanie wytworzyć.

         Więcej w najnowszym wydaniu miesięcznika „BIZNES meble.pl”, w wydaniu on-line TUTAJ


Komentarze

Dodaj własny

Brak komentarzy.

Dodaj komentarz

Tylko zalogowani użytkownicy mogą pisać komentarze.